- Przez lata duże firmy kosmetyczne mydłami się specjalnie nie interesowały – mówi Paweł Kosowicz, założyciel i prezes firmy Yope. To m.in. za jego sprawą ten rynek zaczął się w końcu zmieniać. – Wprowadziliśmy na rynek mydło droższe, ale takie, które w końcu miało pewne swoje atrybuty. Wcześniej ten produkt miał myć ręce, a my naszemu dodaliśmy pewne wartości. Postawiliśmy na te naturalne, w opakowaniach z recyklingu, na bogatszą gamę zapachów i ciekawą konsystencję. Dziś cała kosmetyka idzie w stronę produktów naturalnych i ekologicznych rozwiązań – zauważa Kosowicz, którego firma co miesiąc sprzedaje około 200 tys. mydeł w płynie.
Choć Yope produkuje dzisiaj całą gamę kosmetyków, mydła, na których wyrosło, wciąż stanowią 30–40 proc. jego wartych już niemal 40 mln zł rocznych przychodów.
– Pięć lat temu, na pierwszych Targach Kosmetyków Naturalnych Ekocuda, wystawiało się 30–40 rzemieślniczych marek kosmetycznych. Na ostatniej edycji targów, tuż przed pandemią, było ich już kilkaset – mówi Anna Bieluń, współwłaścicielka Ministerstwa Dobrego Mydła.
Rzemieślnicze mydło w kostce wymaga dużego zagęszczenia kluczowych substancji. Przez to jest kosztowne w produkcji. To dlatego kostka mydła z Ministerstwa kosztuje ponad 20 zł. - Wkraczając na rynek, stworzyłyśmy produkt ultra premium za cenę średniej półki. Nie zakładałyśmy, że kiedyś będziemy chciały „nakarmić” po drodze dystrybutora, hurtownika i sieci sprzedaży. Dziś z uwagi na lojalność wobec naszych klientów nie chcemy podwyższać cen, a chcąc zachować jakość, nie możemy cofnąć się z kosztów – mówi.
Jednocześnie zapewnia, że firma nie szuka inwestora, a z pewnych propozycji przejęcia udziałów, zrezygnowała. - Inwestora szuka się, gdy firma ma kłopot z płynnością albo chce się wykonać jakiś gwałtowny skok i potrzebny jest duży zapas gotówki, a my działamy organicznie – deklaruje.
Paweł Kosowicz z Yope podkreśla, że rzemieślniczych mydlarni nie traktuje jak konkurencji. – Walczymy o klienta z dużymi markami kosmetycznymi, niestawiającymi na produkty naturalne. Małe mydlarnie są raczej „po naszej stronie”, bo odbierają rynek gigantom. Jeśli propagują trend naturalności, to tylko z korzyścią dla nas.
Cała kategoria mydeł szacowana jest w Polsce na ponad 300 mln zł.