Dirk Rossmann, założyciel sieci Rossmann: Muszę odpowiedzieć przewrotnie. Nie przypominam sobie, żebym świadomie kogoś oszukał. Natomiast pamiętam dobrze, jak w latach 90. musieliśmy się zmagać z problemami finansowymi.
Kiedy szef ma możliwości i jest hojny dla pracowników, dużo łatwiej o dobrą atmosferę w firmie.
Wtedy nie mogłem sobie na to pozwolić, więc o wiele trudniej było przekonać do siebie pracowników i poprawić relacje.
Byłem nerwowy, szybko podnosiłem głos. To był chyba najtrudniejszy moment w mojej karierze.
Banki cisnęły, nie mieliśmy zysków, ale postanowiłem zabrać 350 kierowników na wycieczkę. W firmie mówili: „Staremu całkiem już chyba odwaliło”. Ale uważam, że to był dobry ruch. Jeśli chcemy coś naprawić w firmie, trzeba to robić wspólnie z ludźmi. Musiałem im jakoś pokazać, że mi na nich zależy.
Potrzebny był wtedy silny sygnał i udało się, bo poczułem zmianę w nastawieniu pracowników. W fabryce samochodów robotnicy mogą chodzić do pracy na taśmie z nosem na kwintę. W handlu pracownicy powinni witać klienta uśmiechem, a nie odstraszać skwaszoną miną.
Tak, choć jak się okazało, droższa, niż sądziłem. Za samoloty, hotele, bilety do Eurodisneylandu zapłaciliśmy 400 tys. marek, ale księgowi uświadomili mi, że była to korzyść dla pracowników, która podlega opodatkowaniu. Ostateczny koszt wyniósł więc ok. 800 tys. marek.