Jest to tak zwany negative claiming, czarny PR substancji, które są dopuszczone do obrotu, co oznacza, że zostały przebadane i uznane za bezpieczne.
My, producenci naturalnych kosmetyków, też nie jesteśmy święci. Szybko połapano się, że "bez" podnosi cenę i zwiększa sprzedaż, że zielone przynosi zielone i strasząc kosmetyką drogeryjną, możemy przytulić do siebie wielu przerażonych klientów. Na tę strategię marketingową nie ma jeszcze nazwy, ale my dobrze wiemy, o co chodzi.
Dlaczego więc "bezy" pojawiają się w komunikacji tylu marek? Czasami z niewiedzy, choć o to trudno posądzić dobrze osadzone na rynku firmy. Częściej dlatego, że lepiej zapłacić karę, ale mieć przekonujący klienta przekaz, niż pozbawić się tak mocnego, przekonującego argumentu.
PS: "Nie testowano na zwierzętach" też nie wolno. Europa nie testuje od 2013 roku. Po prostu.
źródło: Instagram/Facebook