Anna Grzebień, brand manager Yope: Wpłynęła, wiadomo. Pamiętajmy jednak, że naszym głównym produktem są mydła, które stały się obiektem pożądania #1. Chociaż szczyt szaleństwa już minął, bo fabryki zaczęły produkować więcej i konsumenci chyba zwrócili uwagę na to, że nie skończy się pustymi półkami w sklepach. Za to popyt na produkty antybakteryjne niezmiennie jest najwyższy od lat. Podobnie jak drogerie sieciowe, zdecydowaliśmy się wprowadzić na jakiś czas ograniczenie na koszyk zakupowy w naszym sklepie internetowym, aby sprostać zwiększonym potrzebom konsumentów.
Nie spotkaliśmy się z negatywnym odbiorem. Chyba, że zabrakło akurat płynu antybakteryjnego w sklepie online. Myślę jednak, że znaczenie ma tu ogromne wsparcie konsumentów dla polskich marek, które w obecnej sytuacji jeszcze wzrosło. Wydaje mi się, że ludzie przyjęli do wiadomości, że marki muszą się komunikować, żeby utrzymać się na rynku, zwłaszcza jeśli są polskimi firmami i muszą konkurować z globalnymi graczami.
W komunikacji jest bardzo cienka granica między próbami oparcia się na pandemii i mówieniu ludziom „zostań w domu, kup nasz produkt”, a solidaryzowaniem się z konsumentami i dawaniem im jakiejś wartości dodanej, choćby to miało być umilanie czasu. Moim zdaniem nie każda marka może się obronić, podpinając się pod hashtag #zostańwdomu, nie wszystkim to wyjdzie. W przypadku McDonald’s pewnie było też za wcześnie, ludzie jeszcze nie oswoili się z nową sytuacją, czuli się niepewnie, a nastroje w społeczeństwie były ponure. Gdyby z tą komunikacją wystartować nawet dwa tygodnie później, to bardzo możliwe, że nie trzeba by jej wycofywać.
źródło: www.lettly.com; Wojtek Boliński