Biznes nie lubi nagłych zmian klimatu – rozmowa z dyrektorem generalnym Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris, Irkiem Sudnikiem; część 1

Biznes nie lubi nagłych zmian klimatu – rozmowa z dyrektorem generalnym Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris, Irkiem Sudnikiem; część 1

W pierwszej części swojego wywiadu dla Wirtualnych Kosmetyków Irek Sudnik mówi szeroko m.in. o rynku kosmetycznym, współczesnym konsumencie, samoregulacji branży w zakresie komunikacji marketingowej, a także o segmencie kosmetyków luksusowych...

"To, ilu mamy w Polsce producentów kosmetyków, ile marek jest w ofercie, jest w naszej części świata nieporównywalne z żadnym innym rynkiem..."


Co Pana zdaniem charakteryzuje dziś rynek kosmetyków w Polsce?

IS: To, co jest unikalne to fakt, że cały rynek FMCG w Polsce jest trwale rosnący. Pod kątem tempa wzrostu jest to drugi – po Turcji – rynek w Europie. Trudno więc, z punktu widzenia producenta, tym się nie cieszyć. Przyrost  widać zarówno w danych ilościowych, jak i wartościowych. Idąc dalej -  szybciej powiększa się koszyk chemiczny niż spożywczy – dla branży kosmetycznej, to bardzo pozytywne dane. Warte uwagi jest również  to, że w koszyku chemicznym, w którego skład wchodzą higiena, kosmetyki i produkty household,  to właśnie kosmetyki rozwijają się najszybciej. Można zatem śmiało powiedzieć, że rynek kosmetyków jest najdynamiczniej rozwijającym się segmentem całego rynku FMCG i to on w największym stopniu stymuluje wzrost konsumpcji.

Jak Pan myśli, z czego to wynika? Wciąż nadganiamy pod względem użytkowania kosmetyków kraje bardziej od nas rozwinięte?
IS: Wzrost zużycia kosmetyków może być jeszcze większy.  Wiązałbym go głównie z obfitością nowych wdrożeń oraz coraz bardziej konkurencyjną grą rynkową sieci handlowych Wciąż pozostaje u nas pewna luka do nadrobienia w porównaniu do społeczeństw zachodnich. Dynamiczny wzrost sieci drogeryjnych, szczególnie Rossmanna, nakręca konsumpcję, a tym samym rynek kosmetyczny. Z tego tortu próbują też uszczknąć coś dla siebie dyskonty, które również rozwijają u siebie półkę kosmetyczną. I te dwa kanały: sieci drogeryjne i dyskonty zdecydowanie rosną w siłę pod względem sprzedaży kosmetyków.

Rynek kosmetyczny jest jednym z bardziej konkurencyjnych patrząc przez pryzmat liczby oferowanych marek…
IS: Bo tak jest! Rzeczywiście ta różnorodność  leży u podstaw polskiego rynku kosmetycznego. W zasadzie nie spotyka się tak ułożonych rynków na świecie. To, ilu mamy w Polsce producentów kosmetyków, ile marek jest w ofercie, jest w naszej części świata nieporównywalne z żadnym innym rynkiem. Może wybrane rynki azjatyckie są nieco zbliżone do naszego.  Natomiast jeśli chodzi o kanały dystrybucji, to konsolidacja sukcesywnie postępuje w jedynym możliwym kierunku. Na szczęście powoli, nie tak szybko jak w krajach bałtyckich, w Czechach, na Słowacji, nie mówiąc o Niemczech czy Austrii… W naszej polskiej skali można pewnie mówić, że ta integracja jest szybka i drapieżna, ale w skali europejskiej – już niekoniecznie.

A może z perspektywy dużej firmy, która swoją pozycję już wypracowała, byłoby jednak lepiej (myśląc życzeniowo), gdyby tych konkurentów na półce było jednak mniej?
IS: Nie postrzegam rynku w ten sposób. Oczywiście można przyjąć – teoretycznie –  założenie, że producentów na rynku jest kilku i mamy kilku partnerów handlowych, a dzięki temu liczba negatywnych wydarzeń, jakie mogą się przytrafić, jest z definicji ograniczona. Ale po pierwsze to nierealne, a po drugie - taki komfort ma też pewne konkretne minusy. Konkurencja jest potrzebna, gdyż nas stymuluje. Dzięki niej  firmy kosmetyczne wzajemnie napędzają się do cięższej pracy, a przez to oferują  coraz lepsze, ciekawsze produkty. Nuda rzadko kiedy bywa twórcza. Dziś trzeba rozwijać się pro-konsumencko, przynajmniej tak szybko, jak konkurencja, a najlepiej – wyznaczać trendy. Innego wyjścia nie ma. Kto tego nie rozumie, przegrywa.

Tylko tak sobie myślę, czy to, że konsumenci mają tak szeroką ofertę to rzeczywiście dobrodziejstwo możliwości nieograniczonego wyboru czy raczej klęska urodzaju, kiedy człowiek przed półką głupieje i sam nie wie, po który produkt sięgnąć…?
IS: Na pewno dziś nawigacja konsumencka jest bardzo utrudniona. W samej tylko pielęgnacji twarzy rozpoznawalnych rynkowo marek na rynku jest parędziesiąt, a każda ma jakąś historię, którą konsumentowi chce opowiedzieć. Właściwie konsumentce, bo nadal segment męskiej pielęgnacji twarzy, poza szeroko rozumianym goleniem, jest mocno raczkujący.  To temat bardziej medialny niż biznesowy. Jestem pełen podziwu, że polskie konsumentki tak świadomie potrafią dokonać wyboru. Są doskonale wyedukowane, wiedzą, gdzie szukać informacji, jak weryfikować prawdziwość składanych przez producenta obietnic.

Ale czy z tak wielkiej ilości sprzecznych często informacji, nie powstaje szum…?
IS: Oczywiście, że  takie ryzyko czyha na osoby, które aktywnie szukają informacji, ale przy pewnej wprawie, można nauczyć się oddzielania informacyjnego ziarna od plew. Jednak w globalnej skali dobry produkt broni się sam. Obecnie bardziej niż szum informacyjny niepokoi mnie skłonność do „overpromise”, czyli deklaracji marketingowych czasem naprawdę posuniętych za daleko… Brak rzetelnej komunikacji może spowodować - koniec końców - wzrost nieufności wobec branży w ogóle. Nie wszyscy grają fair i to właśnie może powodować zniechęcenie świadomych konsumentek…

Istnieje jednak pewna samoregulacja w branży – to nie wystarcza?
IS: Owszem, funkcjonuje Rada Etyki Reklamy, która stara się przeciwdziałać tego typu nadużyciom.  Generalnie Polska wypada dobrze w ogólnoeuropejskim teście zgodności ‘claim’ów’ marketingowych z obowiązującymi w tym względzie regulacjami. Potwierdzonych przypadków naruszeń było niewiele. Trzeba zatem mieć świadomość, że firmy kosmetyczne to nie czarodzieje z Hogwartu, którzy są w stanie spełnić każde, najbardziej nierealne marzenie użytkowniczki, ale… producenci kosmetyków. Owszem, kosmetyki pomagają naszej urodzie, powinny tak działać, jak producent deklaruje, ale też nie zapominajmy o znaczeniu przyjemności, jaką daje poczucie bycia piękną i zadbaną…

Mam wrażenie, że ta świadomość, że kosmetyk to kosmetyk, a nie lek czy zastrzyk z botoksem, jest jednak wśród kobiet coraz wyższa…
IS: Mam taką nadzieję. Pielęgnacja jest przecież ważnym elementem dbałości o siebie, ochrony przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi, ale jest też swoistym, przyjemnym, rytuałem – do tego właśnie kosmetyki są stworzone. Człowiek zadbany jest pewny siebie, a ta pewność siebie przekłada się na zadowolenie z życia i czerpanie z niego satysfakcji. Więc warto kosmetyków używać! W naszych markach skrupulatnie przestrzegamy, by oferowane korzyści były rzetelnie sprawdzone i dowiedzione. Badania są dla nas niezwykle ważne – inwestujemy w nie bardzo mocno. Poza naukowym know-how, patentami troszczymy się o to, by nasze kosmetyki były przyjemne w używaniu, estetycznie opakowane, dopracowane. Solidność, etyka, rzetelność biznesowa - są dla nas bardzo istotne, od samego początku istnienia firmy.

A jak postrzega Pan segment kosmetyków luksusowych, w których pozycjonowana jest marka Dr Irena Eris?
IS: W obszarze dóbr luksusowych dzieli nas jeszcze przepaść od takich rynków jak szwajcarski, niemiecki, kraje Beneluksu, ale też Rosja. To w dalszym ciągu obszar w Polsce niszowy, bardzo płytki. Budowanie pozycji biznesowej marek w tym segmencie jest zatem trudne. Liczba konsumentek które są w stanie płacić kilkaset złotych za słoiczek kremu, jest wciąż relatywnie niewielka. Udaje nam się jednak znajdować i przekonywać konsumentki do naszej marki, czego dowodem jest zwielokrotnienie obrotów w Polsce na przestrzeni ostatnich lat. Inwestujemy wciąż w innowacje, ciekawe nowości technologiczne, którymi budujemy pewien poziom zaufania i przekonania do naszej marki. W perspektywie liczymy też, że poziom zamożności polskiego społeczeństwa będzie rósł, a tym samym będzie przybywać konsumentów dla kosmetycznych marek premium.

A może to przyzwoity poziom kosmetyków ze średniej półki cenowej przekonuje, że nie warto tu przepłacać?
IS: Na pewno można znaleźć sporo dobrych kosmetyków w średniej półce cenowej, choć luksus to jednak coś więcej niż „przyzwoity produkt”. Odwołam się do przykładu motoryzacyjnego: auto klasy ekonomicznej może zaspokoić wszelkie pragmatyczne potrzeby, jakie wobec samochodu ma użytkownik, oprócz tej jednej: posiadania czegoś lepszego, luksusowego, wyróżnialnego, bliższego doskonałości. Dlatego istnieją też samochody znacznie droższe i znajdują nabywców. Myślę, że z kosmetykami jest podobnie… Nie zapominajmy też, że w produktach luksusowych stawiamy na droższe składniki, bardziej zaawansowane technologie, droższe opakowania. W luksusie chodzi przecież o to, by dostać, coś więcej, coś ekstra. To daje ponadstandardową przyjemność, ale też jest bardziej kosztochłonne, co ma odzwierciedlenie w cenie produktu.

W drugiej części wywiadu Irek Sudnik mówi również o najbliższych aktywnościach rynkowych Laboratrium Kosmetycznego Dr Irena Eris, wpływie regulacji prawnych na biznes oraz relacjach pracodawcy z pracownikami. Zapraszamy do lektury!

"Na przestrzeni ostatnich 5-6 lat rośniemy szybciej niż rynek. Notujemy około 10-15 proc. przyrostu sprzedaży rok do roku. Na to składa się zarówno szybsza ewolucja sprzedaży w Polsce, ale też wzrost eksportu. Nie patrzymy co prawda na polski rynek, jakby ten wyczerpał już dalsze możliwości rozwoju, bo przecież wciąż się rozwija, ale to przyrost kilkuprocentowy skali roku..."

# Wywiady i opinie
 reklama