Tegoroczny kryzys jest wyjątkowy, ponieważ nie tylko dotyczy kwestii ekonomicznych, ale również społecznych skutków braku zaufania - szeroko pojętego. Jak pisał Marek Aureliusz: „Przeszkoda w działaniu przyspiesza działanie. To, co staje nam na drodze, staje się drogą”.
Dla mnie idealnym odzwierciedleniem tych słów było przestawienie się firm produkcyjnych na środki do dezynfekcji. Ci, którzy byli technicznie przygotowani i najszybciej zareagowali, ugrali najwięcej. Wszyscy spekulanci pozostali na lato z magazynami pełnymi płynów niesprzedanych. Wierząc mediom, prawdopodobnie przydadzą się w listopadzie, chociaż to nie jest przesądzone, a już na pewno nie wszyscy w te przepowiednie o ilościach zakażeń wirusem wierzą.
Nie zdecydowałam się na nerwowe wprowadzenie takich płynów pod marką MELLI care i jestem z tego zadowolona. Trzymam się swojej zasady, że jakość, a nie ilość.
Konsument jest przyzwyczajony do nowinek co sezon, ale to nie jest jego potrzeba naturalna, to jest sztucznie wymuszony odruch, którego sprawcą jest żądny zysku przemysł i cały nasz sektor macza w tym palce. Lockdown i cała okołocovidowa rzeczywistość sprawiła, że konsument się obudził i złapał za głowę. Z drugiek strony, elastyczność i zachowanie zimnej krwi to cechy podstawowe, niezbędne dla przedsiębiorcy w okresie, w jakim się znaleźliśmy. Oglądanie każdej złotówki kilkukrotnie, zanim się ją zainwestuje to rzecz naturalna, ale ten okres kryzysowy jest też wielkim sprawdzianem i szansą na wykorzystanie dla tych, którzy potrafią dobrze funkcjonować nie tylko w czasach prosperity.
Już widać na półkach, że z odważnych pomysłów raczej zespoły wdrożeniowe zrezygnowały na rzecz bardzo typowego na naszym podwórku kopiowania się nawzajem, bo tak jest bezpieczniej.
Co do kwestii targów stacjonarnych, to odważnie pozwolę sobie stwierdzić, że największe marki odetchnęły raczej z ulgą. Umówmy się, udział w targach od lat nie był niezbędny, to jedynie kwestia niewyłamywania się z szeregu na zasadzie - zawsze byliśmy i jak się nie pojawimy, to będzie to słabe wizerunkowo. Firmy małe mają dylemat z głowy. One sobie świetnie radziły i radzą online. Targi stacjonarne nie były im niezbędne. Obecna forma targów jest dla mnie zagadką. Nie czuję tej formy promocji i nie bardzo wierzę w jej efektywność w przełożeniu na sprzedaż, ale mogę się mylić. Rynek już nie wróci do rozpasanego konsumpcjonizmu.
Gospodarka w czasie lockdownu dostała w kość, a konsument jest decydentem, bo to on sięga po kartę płatniczą.
Okres, kiedy on odczuje skutki kryzysu i przełoży się to na jego zdolność zakupową, tak naprawdę zaczyna się dopiero teraz na jesieni. Musimy więc wszyscy przemodelować swoje biznesy, ale nie zawsze przeszkody muszą być hamulcowym, czasem one mogą być właśnie okazją do sprawdzenia się, do wdrożenia nowych rozwiązań, nie tylko do przetrwania, ale po prostu do rozwoju.