Stara sentencja nie straciła na aktualności. Choć to poczucie zmiany nie zawsze jest widoczne, kiedy patrzymy na lekko zmurszałe marki, które jakby zatrzymały się w czasie… Takie, które nie bardzo wiedzą, do kogo chcą dotrzeć i z jakim komunikatem. Stają się więc markami klonami tak samo nudnych i nijakich marek. Powielają schematy. Uciekają w banał. Straszą old-schoolem.
Trudno współczesnej konsumentce zrozumieć, jaki jest sens pokazywania w reklamie kosmetyków dla czterdziestolatki stockowego zdjęcie dwudziestoletniej dziewczyny? Albo przynudzania kosmetyczną nowomową o zmniejszeniu widoczności zmarszczek o 67% co potwierdzają badania aparaturowe... Albo pakowania kosmetyku w smutne szaty, które przypominają umiejętności grafika z wczesnych lat 90-tych, bo podobno dojrzała kobieta wybiera tylko ociekające złotem pudełka i boi się żywych kolorów;-) No jasne...
Wydawałoby się, że czasy przyspieszyły, wiedza jest na wyciągnięcie ręki, a raczej kilka klików w intrenecie, ale niektórzy utknęli w stereotypach.
Wiele kobiet ma dość infantylnie pojmowanej kobiecości, co sprowadza się do „wyglądania”, kultu młodości, wpisywania się w społecznie pożądane role, podporządkowywania rozmaitym „must have”. W takiej banalizacji partycypowały niestety, o ironio, pisma kobiece (chyba właśnie dlatego zaliczają tak potężne spadki czytelnictwa).
Współczesne dziewczyny nie mają ochoty być „reklamowym” targetem. Są sobą.
Wiedzą, że życia nie można sprowadzić do zachłannego konsumowania i lepiej kolekcjonować wrażenia niż szpilki (chyba, że ktoś naprawdę KOCHA szpilki!).
Wybory współczesnych kobiet – młodszych i starszych - naznacza niezależność. Nie chcą już dążyć do perfekcji, bo wiedzą, że to z góry przegrane zadanie. Mogą być jednak najlepszymi wersjami samych siebie.
W biznesie kosmetycznym powstało w ostatnich latach sporo ciekawych brandów. Wiele firm zakładały kobiety, które miały za sobą już jakąś przeszłość, często w rozmaitych korpo: a więc pożądane doświadczenie i biznesowe otrzaskanie pracują na ich korzyść. Czuły jednak, że muszą w końcu spożytkować energię na własne działania. Miały mnóstwo pomysłów, spostrzeżeń i poczucie, że można stworzyć coś naprawdę fajnego.
Być może właśnie dlatego, że nie znalazły produktów, które trafiałyby w ich potrzeby, ich estetykę, ich styl życia.
Nie trzeba robić wielkich fokusów za wielkie pieniądze. Czasem wystarczą pogaduchy zaprzyjaźnionych dziewczyn, by uświadomić sobie, gdzie jest potencjał, który rynek jakoś przeoczył;-)
Be The Sky Girl jest jedną z takich marek. Wyraziste osobowości założycielek – Oli Lemmle i Eli Karwik – przekładają się na styl marki. Od pomysłu na produkty, estetykę opakowań, po naturalną komunikację i stawianie na prawdziwe relacje z konsumentkami.
W tym przypadku pielęgnacja nie staje się życiowym fiksum-dyrdum dziewczyn, które panicznie boją się zestarzeć;-) Jest czymś bliskim, naturalnym, niespecjalnie zajmującym, ale dającym EFEKTY. Namacalne
Smart pielęgnacja według BTSG to mini zabiegi, które można wykonać szybko, niemal w biegu. Bo i styl życia mamy raczej dynamiczny. Marka stawia sprawę jasno: "natural" jest "sexy". Naprawdę nie trzeba wiele, by wyglądać świetnie.
- Od kiedy powstała marka, zachęcamy nasze konsumentki do życia w zgodzie ze sobą. Do odkrywania świata z wdziękiem, dziewczęcą ciekawością i odwagą, a w sercu z miłością, dobrą energią i pasją. “Obudź w sobie dziewczynę!” to zaproszenie życia pełnego niezwykłych przygód, na własnych zasadach, niezależnie od wieku – bo młodość to stan umysłu, a dziewczęcość to stan ducha! Chcemy pokazać, że w każdym wieku można pozwolić sobie na spontaniczność i odrobinę (albo całkiem sporo) luzu i szaleństwa – mówią Ola i Ela, założycielki BTSG.
Swoją ideę wcielają w życie. Na social mediach BTSG poznajemy inne Sky Girls, dziewczyny, „które odważyły się latać”. Zrobiły coś po swojemu. Zdecydowały się na życiową zmianę. Albo niekoniecznie: od lat robią to, co robią, ale z prawdziwą pasją i miłością.
Bo dla Be The Sky Girl piękno to niekoniecznie piękna buzia, jeszcze idealniejsza dzięki możliwościom Instagramowych filtrów czy Photoshopa. To raczej stan umysłu, pozytywna energia, wewnętrzna wolność.
To marka dla dziewczyn nieco rebelianckich, potrafiących pójść czasem pod prąd, akceptujących siebie i swoje słabości, ale też wspierających inne kobiety. Jest w tym #siostrzeństwo #siłakobiet #girlhoodrules.
Nagradza(MY)!
Ta publikacja jest częścią akcji Love Cosmetics Awards na rzecz Fundacji Piękniejsze Życie